Mylisz o emigracji po wygranej PiS w wyborach? Hiszpaska Galicja moe okaza si dobrym pomysem na nowy dom. Na zdjciu centrum Vigo.
Myślisz o emigracji po wygranej PiS w wyborach? Hiszpańska Galicja może okazać się dobrym pomysłem na nowy dom. Na zdjęciu centrum Vigo. Fot. Jakub Noch / naTemat.pl

Po wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich wielu Polaków rozważa ucieczkę z kraju w obawie przed odradzającą się IV RP. Pierwsze kierunki, które przychodzą im do głowy, to Wielka Brytania, Irlandia, Niemcy czy Norwegia. Może jednak warto pomyśleć o… hiszpańskiej Galicji?

To dobry pomysł, pod warunkiem, że wasza emigracja motywowana będzie nie tyle kwestiami materialnymi, co pobudkami politycznymi lub po prostu chęcią życia w spokoju. “Zielona Hiszpania” to idealne miejsce, by z dala od polskiego piekiełka żyć w otoczeniu, które nie zmusi nad do zderzenia z szokiem kulturowym. Byliśmy tam tuż przed drugą turą i sprawdziliśmy!



Antysystemowi jak my, ale…
W niedzielę głosowała nie tylko Polska, ale i Hiszpania. Tam również “antysystemowe” nastroje są ostatnimi czasy wyjątkowo popularne i mocno odbiły się na wynikach. Ale Hiszpanie głosowali w wyborach, które moglibyśmy nazwać samorządowymi. Z niewielką przewagą wygrała je rządząca Partia Ludowa premiera Mariano Rajoya, choć osiągnęła wynik najgorszy od 20 lat. Na drugim miejscu uplasowali się socjaliści, dalej liberałowie z Ciudadanos i Podemos, które zrodziło się z Ruchu Oburzonych, okupującego ulice hiszpańskich miast przed trzema laty.

Choć główne siły polityczne trzymają się wciąż swoich pozycji, już podczas jesiennych wyborów parlamentarnych namieszać mogą te, które dopiero wchodzą w grę o wielką władzę. W Hiszpanii nikt jednak nie mówi o chęci “derajoyizacji” państwa, podobnej do zapowiadanej już przez polską prawicę i antysystemowców deplatformizacji. Czyli rozprawienia się nie tylko z rządzącymi, ale wyrzucenia z życia publicznego wielu z tych, którzy przez ostatnie lata pracowali w administracji państwowej, służbach mundurowych, czy choćby prowadząc biznes współpracowali z państwem.

Kampania wyborcza w Hiszpanii.

W Hiszpanii wciąż można poczuć gniew po tym, jak nieudolnie rządzący przeprowadzili kraj przez kryzys, ale takich rewanżystowskich nastrojów nie ma. W ostatnich latach wielu polityków różnego szczebla trafiło za kraty za korupcję, niegospodarność lub nadużywanie władzy, ale nie mają tu poczucia, że wyroki te motywowała polityka. W sądach przedstawiano twarde dowody, a nie efekty prowokacji. Nikt nie zapowiada więc zemsty na zwolennikach opcji, która przegra. Nawet tutaj w Galicji, która mocno ucierpiała w czasach kryzysu i ma wielki żal do pochodzącego stąd premiera Rajoya, że niewiele zrobił, by jej pomóc. I że nawet wstydzi się korzeni, wymawiając swoje nazwisko po hiszpańsku, a nie galicyjsku.

Właśnie ten ostatni zarzut obecnego szefa rządu pada w Galicji najczęściej, ale chyba tylko dlatego, że tym malowniczo położonym regionie nie chcą wracać do niedawnej przeszłości. Krótko streszcza mi ją Camilo, młody barman z jednej z najbardziej tłocznych knajpek w Santiago de Compostela.

Camilo

Bankructwa, bezrobocie, eksmisje, samobójstwa – oto, co się działo, gdy dopadł nas globalny kryzys. Winnym miał być rząd Zapatero, ale Rajoy nie okazał się lepszy. To za jego rządów plany ratunkowe polegały na tym, że w przedsiębiorstwach zatrudniających kilkaset osób, dziś zostało w pracy może kilkadziesiąt. Starsi wrócili pamięcią do czasów, gdy Galicja kojarzyła się z biedą i wiedzą, że czeka nas ciężka praca, jak kiedyś. Młodsi są tymczasem całkowicie zdezorientowani.

Skorzystaj na kryzysie
Wszystko to, co dla Hiszpanów jest powodom do narzekań, bywa szansą dla przybyszów z innych części Europy. Dla turystów poobijany po kryzysie region staje się atrakcyjny ze względu na ceny, które nie szybują w górę, by nie odstraszać nie tylko obcokrajowców, ale i samych Hiszpanów, którzy z centralnych i południowych regionów do Galicji uciekają przed upałami. Jeszcze bardziej atrakcyjna oferta może czekać na emigrantów z innych państw. Nawet w relatywnie słabo zurbanizowanej wciąż Galicji w oczy rzucają się puste mieszkania w nowym budownictwie, które można dziś wynająć lub kupić o wiele taniej niż jeszcze przed dekadą.

Ze sprzedaży przeciętnego polskiego domu lub większego mieszkania w mieście powinno wystarczyć na zakupy na tutejszym rynku nieruchomości. Jeśli mamy nie tylko odpowiedni budżet, ale i ciekawy pomysł, to możemy liczyć na galicyjskie władze, które są otwarte na pozbywanie się za bezcen… starych pustostanów. Nieco zniszczony, ale historyczny, przesycony nawet kilkusetletnią historią dom, można wynegocjować za cenę odpowiednio przeprowadzonego remontu, deklarację zadbania o nieruchomość w przyszłości i inwestycję w ożywienie opuszczonej osady. Na co tutejsi w trudnych czasach nie mają ochoty, a przede wszystkim pieniędzy.

Lecąc do Galicji zupełnie nie myślałem o przygotowywaniu materiału powiązanego z polskimi wyborami silniej niż pod kątem antysystemowego nastawienia, podobnego szczególnie wśród młodych Polaków i Hiszpanów. Dziś, kiedy tak wielu z nas mówi – często w bardzo poważnym tonie – o ucieczce z odradzającej się poprzez zwycięstwo Andrzeja Dudy tzw. IV RP, równie poważnie podpowiadam: emigrujcie właśnie do Galicji.

Nie jest to jednak na pewno łatwe miejsce na poszukiwanie pracy. Szansę na nią mają głównie Polacy zaangażowaniu w przemysł turystyczny lub ci w wolnym zawodzie, który można wykonywać w ten sam sposób pod każdą szerokością geograficzną. Jeśli praca to jednak nie decydujący argument, właśnie północno-zachodni skrawek Półwyspu Iberyjskiego wydaje się dobrą propozycją na znalezienie miejsca do życia. Położonego daleko od wojny polsko-polskiej, ale zarazem w otoczeniu, które pod wieloma względami przypomina to, co najlepsze w Polsce i Polakach.

W tej “egzotyce” odnajdziesz się bez problemu
To nic nowego, że – podobnie jak Polakom – Hiszpanom również nie żyje się najlepiej w totalnie uporządkowanym świecie, który znamy z zachodniej i północnej Europy. Często emigracja w te rejony wiąże się więc z szokiem kulturowym i z męczącym poczuciem odmienności. Galicyjczycy nam tego nie zafundują. I jednocześnie nie zmuszają też do życia w zgiełku typowym dla innych południowców. Nawet nadmorskie knajpki Rias Baixas czy portowe Vigo nie wrzą tak nieznośnie, jak bywa to nad wybrzeżami Morza Śródziemnego. Tym bardziej stolica regionu – Santiago de Compostela, w której rytmie życia naprawdę nietrudno się odnaleźć.

Santiago de Compostela

Bo jak na południowców, mieszkańcy Galicji mogą uchodzić za zimnokrwistych. Szczególnie z powodu klimatu. W tym roku mieli tu już okazję utyskiwać na ponad 30-stopniowe upały, ale to raczej wyjątki od klimatycznej reguły. Po locie z Warszawy do Vigo czy Santiago o tej porze, roku nie poczujemy wielkiej różnicy temperatur. Za sprawą szerokości geograficznej i wysokości nad poziomem morza, pogoda wiosną i latem bywa porównywalna z tą, jaką mamy nad Wisłą. O wiele łagodniej z Galicyjczykami obchodzą się natomiast jesień i zima.

Wspólny język
A wracając jeszcze do polityki… Hiszpanie nie mają już zamiaru obchodzić się łagodnie z tymi, którzy się w nią angażują. Na dodatek, w przeciwieństwie do Polaków, powoli rozumieją już, że konieczne jest nieustanne patrzenie na ręce rządzącym. Jak tłumaczy mój przewodnik Sergio, jego rodacy zawiedli się już na lewicy i prawicy, a i antysystemowcy jeszcze przed przejęciem władzy zdążyli już do siebie zniechęcić.

Sergio

Główne partie są skompromitowane. Z nowymi ugrupowaniami problem jest natomiast taki, że nie wiadomo właściwie, co proponują. Na nich też nie można więc polegać. W tych wyborach wiem na kogo zagłosować, bo go znam. W jesiennej walce o parlament nie mam pojęcia kogo poprę. Mój głos zdobędą raczej ci, którzy najwięcej mówić będą o pomysłach na gospodarkę i poprawę życia, a nie innych nieważnych sprawach.

Modzi Hiszpanie maj dzi podobne rozterki polityczne co Polacy, ale zdyli ju zawie si take na tzw. antysystemowcach.

Niewiele wskazuje też na to, by w Galicji i całej Hiszpanii w najbliższym czasie szansę rządzić mieli też ci, którzy cieszą się (cichym) poparciem Kościoła. I nie chodzi tylko o to, że najstarsze pokolenia wciąż pamiętają, jak duchowieństwo wspierało krwawą dyktaturę Franco. Młodsi mają z rolą Kościoła już inny problem.

Arturo

Jest zbyt uprzywilejowany. Płacimy tu 0,7 proc. podatku na Kościół, z czego nie wszystko idzie na utrzymanie zabytków, czy podstawowe potrzeby księży. Choć nie chcę, muszę płacić na nowe mieszkania i domy wciąż budowane przez Kościół. Biskupi mają ekskluzywne mieszkania w wielkich miastach i utrzymują wiele innych, zupełnie opuszczonych. Mogliby te nieruchomości sprzedać, by mieć fundusze.

Jak dodaje mój rozmówca, kuriozalne jest też dla niego, że Hiszpanie tradycyjnie zwracają się do duchownego słowem “ojcze”, ale dzieci księży i zakonników muszą wciąż udawać i nazywają swoich ojców “wujkami”. O wspólny język polskim imigrantom również nie powinno być trudno…

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl

Open all references in tabs: [1 – 3]

Comments

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.