Wschodnia granica Polski po II wojnie światowej została oparta na tzw. linii Curzona. Wielka trójka: generalissimus Józef Stalin – władca Związku Sowieckiego, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill i prezydent USA F. D. Roosevelt przyjęli linię Curzona jako podstawę wschodniej granicy Polski na konferencji w Teheranie (28.11 – 1.12 1943), który to kształt granicy ostatecznie potwierdzono na konferencjach w Jałcie i Poczdamie (1945). W 1945 roku linia Curzona miała za sobą długą i bogatą historię. Zostawmy konferencję w Teheranie swemu losowi a zajmijmy się linią Curzona.

Zmiany granic Polski w czasie II wojny  światowej i przebieg linii Curzona

 

Linia Curzona to linia demarkacyjna zaproponowana w lecie 1920 roku, w czasie najgorętszych walk wojny polsko – sowieckiej przez George’a Nathaniela Curzona, ówczesnego ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. W zamierzaniu twórcy: G. N. Curzona miała być linią zawieszenia broni i stanowić, w jego mniemaniu, w miarę sprawiedliwy podział spornych terenów zgodnie z kryterium etnicznym  między Polskę a Związek Sowiecki. Nic nowego. Istnieje mnóstwo takich linii rozmaitych Curzonów. Wystarczy wziąć atlas, otworzyć go na mapie Afryki, Ameryki Łacińskiej, czy Bliskiego Wschodu. Łatwo dostrzec proste linie granic wytyczone wprawną ręką geodetów a nakreślone w zaciszach gabinetów przez rozmaitych Curzonów. Z naszą linią Curzona jest pewien problem. Oryginalna linia Curzona biegła od  Grodna, przez Brześć Litewski po Karpaty, zostawiając Lwów po stronie polskiej (linia B na mapie). Powszechnie znany jest  jednak inny przebieg tej linii, w którym Lwów przypada stronie sowieckiej (linia A na mapie). I to właśnie te przebieg linii Curzona został przyjęty w Teheranie i stał się podstawą polsko-sowieckiej granicy na wschodzie po zakończeniu II wojny światowej.

            Co się stało? Dlaczego mamy dwie linie Curzona, i dlaczego ta druga, nieoryginalna, stała się podstawową? Czy to przypadek, zły los, czy też czyjeś celowe działanie? Standardowe wyjaśnienie mówi, że zmiana w przebiegu linii Curzona jest wynikiem błędu telegrafisty z angielskiego  MSZ-tu (Foregin Office). Przesyłając depeszę pomylił się i zamiast napisać na „wschód od Lwowa” wpisał na „zachód od Lwowa”.  Mała pomyłka telegrafisty, która kosztowała nas utratę Lwowa i okolic i zmieniła życie milionów ludzi. Problem polega na tym, że telegrafiści zatrudnieni w  brytyjskim MSZ to byli najlepsi fachowcy, jakich dało się znaleźć. Taki człowiek mógł się pomylić, robiąc literówkę, a i to bardzo rzadko. Poza tym, już w tym czasie nie nadawano depesz dyplomatycznym otwartym tekstem. Powszechnie w dyplomacji stosowano szyfry. Telegrafista otrzymywał depeszę –zapisaną symbolami, których nie rozumiał. Nie miał możliwości zamiany słowa: wschód na zachód, czy odwrotnie.  Pomyłka telegrafisty jest mało prawdopodobna, jest raczej wygodną wymówką apologetów brytyjskiej dyplomacji. Jeśli  to nie telegrafista się pomylił, to kto to uczynił? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy wrócić do gorących dni czerwca, lipca 1920 roku. Do Wisły zbliża się zwycięska ofensywa Armii Czerwonej; pobita armia polska cofa się w panice, kraj jest na skraju zagłady, a wtedy Wielka Brytynia zgodnie z najlepszą zasada realpolityk – zasadą hieny – przyłącza sie do silniejszego i przystepuje do kopania leżącego. Minister najpotężniejszego kraju – Wielkiej Brytanii proponuje linie demarkacyjną. W dodatku linie sflałszowaną. Wielu historyków winą za zmianę w oryginalnym planie Curzona obwinia jednego człowieka – Lewis Bernstein Namier – to jego wskazują placem.

            Lewis Bernstein Namier urodził się w 1888 roku w majątku w  Woli Okrzejskiej, w bogatej rodzinie żydowskiej jako Ludwig Bernstein. Wieś Wolka Okrzejska leży na Lubelszczyźnie, a podówczas w cesarstwie Rosyjskim. Osiem lat wcześniej papa Bernstein nabył wieś od rodziny Cieciszowskich – Sienkiewiczów, tak rodziny Henryka Sienkiewicza.  Ludwig alias Lewis nie zasypiał gruszek w popiele. Studiował we Lwowie, Lozannie i w Londynie. I tu, w stolicy imperium, nad którym nie zachodziło słonce – poczuł się jak ryba w wodzie. W 1913 roku otrzymał brytyjskie obywatelstwo. Jego świeża lojalność została wkrótce podana próbie. Młody Lewis Bernstein, już Lewis, zaciągnął się do armii brytyjskiej, w której  służył w latach 1914-1915. Nie miał innego wyjścia, by przekonać nieufnych Angoli, że naprawdę kocha Koronę Brytyjską. Szczęśliwie już po roku został zdemobilizowany z powodu wady wzorku! W czasach, gdy całe pułki brytyjskie były niszczone ogniem artylerii w błotach Flandrii, zwolnienie szeregowca z powodu wady wzroku to było nie byle jakie osiągnięcie! Warto docenić obrotność i spryt Lewisa.  Ale w końcu Ludwig nie po to został Lewisem by ginąc za króla i imperium brytyjskie. Od tej pory Lewis  poświęcił się temu, co lubił najbardziej, robieniu kariery. Jak to Żyd, rozpoczął karierę od wydziału propagandy, by w końcu trafić do brytyjskiego MSZ (Foregin Office, 1918 -1920). I tu trafił we właściwe miejsce we właściwym czasie. I wojna światowa dobiegała końca ale wybuchła kwestia niepodległości ludów w Europie Wschodniej, rozmaitych Polaków, Ukraińców, Litwinów Czechów, etc. Brytyjczycy gubili się w zawiłościach skomplikowanych kwestii Europy Wschodniej, o której nie mieli pojęcia;  w galimatiasie narodów, pojawiających się z niebytu a walczących ze sobą zajadle, o jakieś miasta, czy prowincje, których nazwy nic im nie mówiły, jak np. Lwów, alias Lemberg, alias Lviv. Polska stała na czele listy problemów, a sama nazwa Polski przyprawiała o ból głowy premiera Wielkiej Brytanii Davida Lloyda George i jego ministra spraw zagranicznych George’a Nathaniela Curzona. Mimo rządów nad połową świata Brytyjczycy wykazywali się nader marną znajomością geografii Europy Wschodniej. I tak na przykład premier Lloyd George mylił Galicję austro-węgierską z Galicją w Hiszpanii i myślał, że Śląsk leży w Turcji. Ale imperium, któremu brak własnych specjalistów, zawsze może sobie ich zaimportować. Nie brak specjalistów na tym świecie ofiarujących swe usługi po przystępnych cenach. Tutaj swą szansę, i swoje pięć minut, odnalazł Lewis Bernstein, który wiedział, gdzie leży Galicja, gdzie jest ten uprzykrzony Lwow, gdzie Bug a gdzie Krym a gdzie Rzym, i rozróżniał Cylicję od Śląska. Toteż jego kariera w Foregin Office nagle przyspieszyła. W czasie konferencji w Wersalu był członkiem brytyjskie delegacji! Świetna kariera jak na małego Żyda  pochodzącego z zapadłej dziury w Rosji. Dlaczego jednak Lewis Bernstein miałby fałszować oficjalny dokument MSZ-tu, narażając swą karierę? Lewis Bernstein był nie tylko zdolnym i cynicznym  karierowiczem, był człowiekiem targanym namiętnościami i pasjami, był aktywnym działaczem syjonistycznym i popierał utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Widomo, że Lewis Bernstein nienawidził Polski i Polaków. Podczas konferencji w Wersalu miał ostre starcia z Romanem Dmowskim. Bernstein oskarżał Dmowskiego o antysemityzm, a Dmowski Bernsteina o antypolonizm. Obaj mieli rację.

Sam Lewis Bernstein nigdy się nie przyznał do sfałszowania linii Curzona. Groziło za to wiele lat ciężkich robót, a jego reputacja, i wielu innych młodych Żydów, robiących karierę w imperium ległaby w gruzach. Faktem jest, że w 1920 roku Lewis Bernstein w niejasnych okolicznościach został zwolniony z pracy w Foregin Office. Został wyrzucony z pracy  z wilczym biletem. Jego kariera w brytyjskiej administracji rozwiała się jak mgła.  Brytyjczycy, którzy szybko się zorientowali w „pomyłce”,  woleli nie nagłaśniać sprawy. Rzucała ona fatalny cień na MSZ, obnażając panujący w niej bałagan. Lepiej było po cichu ukręcić sprawie łeb a akta sprawy odesłać do archiwum. Poza tym na jesieni 1920 roku linia Curzona wydawała się przebrzmiałym pomysłem. Latem tego roku, gdy zwycięska Armia Czerwona podchodziła do Warszawy, linię Curzona skłonny był przyjąć rząd Polski, ale nie chciał o nie słyszeć rząd Sowiecki. Lenin marzył o odbudowie imperium rosyjskiego w granicach aż po Poznań, a może i zaniesieniu rewolucji na zachód Europy. Jesienią, po bitwie warszawskiej, i odrzuceniu bolszewików za Niemen, linię Curzona zaakceptował Lenin, ale wtedy Piłsudzki nie chciał słyszeć o oddaniu Wilna i Lwowa Sowietom. Polska powstała z kolan i linia Curzona – Namiera na długie lata powędrowała  do archiwum. Ale nie zapomnieli o niej Sowieci. Linia Curzona – Namiera powróciła na scenę dziejów w sierpniu 1939 roku; stała się podstawą podziału Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki w traktacie Ribbentrop – Mołotow. Po wojnie światowej nr. 2, po wymordowaniu 20 % ludności, po wymordowaniu elit, linia Curzona – Namiera stała się podstawą wschodniej granicy Polski ze Związkiem Sowieckim, a obecnie z Ukrainą, Białorusią i Litwą. 

 

 Lewis Bernstein Namier w 1915 roku (za Wikipedią)

 

Sam Lewis Bernstein po rozstaniu z MSZ-etem poświęcił się karierze naukowej i biznesowej. Został  historykiem XVIII wiecznej Anglii, monarchii brytyjskiej i brytyjskiego systemu parlamentarnego, zajmował się również historią dyplomacji (sic!!!). Był to zdolny, pracowity człowiek, żądny kariery i zaszczytów. Dla kariery wychrzcił się, został protestantem, ożenił się dwa razy z Angielkami, a w 1952 otrzymał tytuł szlachecki. Stąd jego miano: sir Lewis Bernstein Namier. Umarł w  1960 roku. Lewis Bernstein Namier  i jego kariera jest znamiena dla całego pokolenia młodych Żydów i Żydówek zaczynających szturm na  uczelnie w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Wtedy się zaczęło, na przełomie XIX i XX wieku. Żydzi byli młodzi, zdolni, zdeterminowani odnieść sukces za wszelką ceną. Nie bali się ciężkiej pracy, nie bali się wyzwań, nie bali się chcieć. Byli jak gromada wygłodniałych szczupaków wpuszczona do stawy pełnego tłustych, leniwych karpi. I odnieśli sukces. Największy w USA, współczesnej Ziemi Obiecanej Żydów. Wpierw w  sferach naukowych, później w administracji, np. Henry Kissinger,  w końcu biznesie (bank Goldman Sachs i inne instytucje inwestycyjne). Dziś Żydzi, albo osoby przyznające się do żydowskich korzeni zajmują niezwykle eksponowane miejsca w amerykańskiej gospodarce, mediach, polityce. Ale Żydzi nie wzięli się znikąd. Razem ze swoja pracą i talentami przynieśli swoje uprzedzenia niechęci, kompleksy i zastarzałe urazy. Stąd negatywna obraz Polski i Polaków. Większość tych Żydów pochodziła z Polski, w jej szerokich historycznych granicach po Dniepr i Dźwinę. Nie lubili Polski. Mogły być rzeczywiste powody niechęci, autentyczne przykre przeżycia, czy dyskryminacja. Warto jednak zauważyć, że nader korzystne dla tych żydowskich emigrantów było upowszechnianie owych opowieści o strasznych prześladowaniach jakich „doznali” w Polsce. Byli to emigranci ekonomiczni, ale ten fakt lepiej było przykryć wizją Polaków mordujących Żydów i gwałcących Żydówki. Bajki te dawały korzyści w walce o karierę i pieniądze; budząc współczucie ułatwiały start do nowego życia. Dobrzy gracze wiedzą, że nawet jedno, czy dwu procentowa przewaga w długiej grze może być decydująca o wygranej. Czarna  legenda Polski była dla tych ambitnych, żydowskich emigrantów bardzo wygodną legendą. Lewis Bernstein Namier jest pozytywną postacią w hisotrii brytyjskiej, ale wybitnie negatywną w historii Polski. Są Żydzi, którzy nienawidzą Polski i Polków. Antypolonizm nie jest wymysłem przewrażliwionych na swym punkcie Polaków, jak nam to wmawiają.

Na koniec tego wpisu powrót do źródeł. Wieś Wola Okrzejska, miejsce urodzenia sir Lewisa Bernsteina Namiera, wcześniej była dobrami rodziny Sienkiewiczów. We wsi znajduje się muzeum Henryka Sienkiewicza. Podaję pod zastanowienie pewien pomysł. Czy nie jest słuszne, by w tej wsi urządzić również muzeum sir Lewisa Bernsteina Namiera – osoby jak najbardziej poprawnej politycznie? Podaję te pomysł pod rozwagę właścicielom Gazety Wyborczej i fundacji Agora oraz członkom Forum Żydów Polskich. Uczenie pamięci Lewisa Bernsteina Namiera – sławnego a postępowego Żyda, zaciekłego wroga Niemiec hitlerowskich i polityki appeasementu – urodzonego w tym majątku byłoby piękną i jakże słuszną inicjatywą i jednocześnie przeciwwagą dla pamięci Henryka Sienkiewicza, tego polskiego, reakcyjnego, nacjonalistycznego pisarza. 

 

 

 

 

 

 

 

Comments

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.